targające nim emocje.
Był zaskoczony jej przeświadczeniem, że sytuacja, w jakiej się znaleźli, nie robi na nim żadnego wrażenia. I powiedział to wprost. Szczerze wyjawił swoje rozterki. To, co od niego usłyszała, plus wyczuwalne między nimi napięcie, w sposób oczywisty świadczyły, że jest mu równie ciężko jak jej. W takim razie czy stanie się coś złego, jeśli teraz wyjawi, co ją tak intryguje? Nie, na pewno nie, przekonywała się w duchu. Oddychała powoli, głęboko. Popatrzyła mu prosto w oczy i by dodać sobie odwagi, uśmiechnęła się blado. - No więc - zaczęła. - Pamiętasz naszą rozmowę tamtego wieczoru? Opowiedziałam ci o sobie, o moich planach i dążeniach. Powiedziałam, że chcę zacząć realizować marzenia i będę się starać, by nic mi w tym nie przeszkodziło. .. Pamiętasz? Pierce skinął głową. - Byłam z tobą absolutnie szczera. Podałam ci powody, dla których nalegałam... - urwała, szukając właściwych słów - .. .na zawarcie naszego paktu. - Tak było. Lekko uniosła jedno ramię. - Od tamtej pory zastanawiam się nad twoimi powodami. Dlaczego tobie też na tym zależało. - Moimi powodami? Twoją obsesją były moje powody? W jego tonie było tyle niekłamanego zdumienia, że aż poczuła ciarki na skórze. Znowu próbuje ją czarować. Jednak teraz nie pora na to, choć to bardzo przyjemne. Po chwili Pierce zaśmiał się cicho. - No dobra, dobra - rzekł. - Już wracam do tematu. Jego niski, seksowny śmiech sprawił, że Amy uśmiechnęła się. - Dzięki. To miło z twojej strony. Ta gra, choć ekscytująca i wciągająca, była też nadzwyczaj niebezpieczna. Jak igranie z ogniem. Pierce westchnął, z roztargnieniem sięgnął po serwetkę i położył ją przy swoim nakryciu. Zapatrzył się w świeczkę stojącą na środku stołu. Jej migoczący płomyk rzucał ciepłe blaski. - Mam taki powód. To mój ojciec. A mówiąc dokładnie, rzecz w tym, że jestem do niego bardzo podobny. Niestety, tak to wygląda. Przez dwa tygodnie przychodziły jej do głowy najróżniejsze pomysły. Wyobrażała sobie, że przeżył nieszczęśliwą miłość, został