miał czternaście lat, wstrząśnięty nagłą śmiercią rodziców, obiecał
sobie, że nigdy stąd nie wyjedzie. Zachwiał się i musiał się przytrzymać oparcia łóżka. – Mamo, Sebastian umiera! Twarze chłopców pojawiły się nieoczekiwanie za szybą okna. Te małe diabły śledziły go. Postukał w szybę, jakby chciał odpędzić komara, i chłopcy natychmiast znikli. Do sypialni wpadła Lucy. No cóż, to był jej błąd, bowiem Sebastian stał przy łóżku w samych spodenkach. – Och– wyjąkała, zatrzymując się w progu – myślałam... J.T. mówił, że... Uśmiechnął się z satysfakcją. – Ciesz się, że mam na sobie chociaż tyle. Czy te dzieciaki nigdy nie słyszały o czymś takim, jak dobre maniery? – Owszem, słyszały, tylko nie zawsze o nich pamiętają – odpowiedziała Lucy. W ręku trzymała przenośny telefon. – Zapomniałam zaciągnąć rolety. – Sam powinienem o tym pamiętać. – Jak się czujesz? – Dobrze by mi zrobił dzbanek kawy i parę tabletek aspiryny. Skinęła głową i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Sebastian opadł na łóżko. Nie nadawał się jeszcze do ścigania bandytów. Wszystko go bolało. Sięgnął po spodnie i zauważył, że były uprane. Obok leżała starannie złożona koszula. A więc Lucy zakradła się do jego pokoju przynajmniej dwukrotnie – raz, by zabrać jego ubranie, i drugi, by je odnieść po upraniu. A on nic o tym nie wiedział. Nie poprawiło mu to nastroju. Ubrał się i poszedł do łazienki. Była świeżo pomalowana i pełna kolorowych ręczników, ale poza tym nic się tu nie zmieniło od czasów Daisy. Jedno spojrzenie w lustro wystarczyło, by zrozumiał, dlaczego J.T. i jego kolega uznali, że umiera i dlaczego uciekli tak szybko, gdy się do nich wykrzywił. Zaschnięta krew, zadrapania, fioletowo-żółte siniaki. Powinien się ogolić, ale w łazience była tylko różowa damska maszynka, więc zrezygnował i poszedł do kuchni. Lucy siedziała przy stole nad laptopem. – Kawa gotowa – powiedziała, nie podnosząc głowy. Sebastian powoli podszedł do szafki. – Dziękuję. W środku nocy wykradłaś mi koszulę i spodnie. – Szczerze mówiąc, to było o dziewiątej. Spałeś jak zabity. – A gdyby bandyci napadli na twój dom? – To zadzwoniłabym na policję. Kubki były w tej samej szafce co kiedyś. Wyciągnął jeden i nalał sobie kawy. – Nie lubię biegać za bandziorami w bieliźnie. Wolę mieć przy sobie swoje spodnie. To jedna z moich zasad. – Oparł się o szafkę i zatrzymał wzrok na jej twarzy. – Lucy, czyżbyś się ze mnie śmiała? – Ja? Skąd! Ale skoro wyrzekłeś się przemocy, to i tak nie pobiegłbyś łapać przestępców. Kawa była gorąca i mocna. Sebastian powoli zaczynał się czuć jak człowiek. W każdym razie na tyle, by zauważyć nagie