- Mo¿e. - Alex strzepnał popiół na chodnik i spojrzał w
strone wzgórza, gdzie za wiktorianskimi kamieniczkami Haight Street stała rezydencja Cahillów, budynek, który kiedys, jako dzieci, nazywali domem. Nick nie miał nic 109 przeciw temu, ¿eby to Alex miał teraz ten dom, wraz ze wszystkimi łaczacymi sie z tym problemami. Alex wrzucił niedopałek do scieku, czerwona iskierka szybko zgasła. Samochody wyprzedzały jadacego ulica rowerzyste. - ¯ałuje, ¿e nie poznałem Pam - powiedział Alex. - Mo¿e wtedy rozumiałbym z tego cos wiecej. Wyglada na to, ¿e jej rodzina ma zamiar pozwac nas do sadu - ich adwokat ju¿ do mnie dzwonił - ale postaram sie, ¿eby wszystko zostało załatwione przez towarzystwo ubezpieczeniowe. To mo¿e byc powa¿ny problem. - Wsadził rece do kieszeni i spojrzał w strone ulicy, przy której zaparkował samochód. - Obawiam sie, ¿e tylko jeden z wielu. - Usmiechnał sie niewesoło. - A skoro ju¿ o tym mowa, mam w teczce kilka dokumentów, które pozwola ci sie zorientowac w sytuacji firmy - dodał, wyraznie chcac zmienic temat. - Pomyslałem, ¿e mo¿e chciałbys je przejrzec, zanim przyjdziesz do biura. - To pewnie dobry pomysł - przyznał Nick. Alex otworzył jaguara od strony kierowcy, otworzył teczke, wyjał niedu¿a, cienka aktówke i wreczył ja bratu. - Jesli bedziesz miał jakies pytania, zadzwon do mnie do biura. Wolałbym, ¿ebysmy nie omawiali szczegółów w obecnosci matki, Marli czy innych sposród domowników. - W swietle ulicznych lamp Alex wygladał na starego i zmeczonego, miał sciagnieta, zatroskana twarz. - Nie bede niczego owijał w bawełne, Nick. Firma ma kłopoty. Powa¿ne kłopoty. Matka wie tylko o pewnych przejsciowych trudnosciach. I niech tak zostanie. Nie musi wiedziec wiecej. - A Marla? - Nie wciagajmy jej w to. Ma teraz dosc własnych problemów, z którymi musi sie uporac. Wyobra¿am sobie, pomyslał Nick, ale nic nie powiedział, tylko krótko skinał głowa. 110 - Dobrze. Doceniam to. - Twarz Aleksa była ponura. Nickowi po raz pierwszy przyszło do głowy, ¿e Cahill International mo¿e byc w powa¿nych kłopotach, skoro Alex, jako dyrektor zarzadzajacy, osobiscie zajmuje sie tymi sprawami. Nie wykluczone, ¿e to on jest za to odpowiedzialny, ¿e firma znalazła sie w cie¿kiej sytuacji z powodu podjetych przez niego decyzji. Alex poklepał Nicka po ramieniu, jego dłon klasneła cicho o wilgotna skóre starej kurtki brata. - Dziekuje - powiedział i po raz pierwszy to słowo zabrzmiało w jego ustach naprawde szczerze. Nick czuł, jak petla Cahillów coraz mocniej zaciska sie na jego szyi. Patrzac, jak starszy brat wsiada do jaguara i rusza w strone wzgórza, miał tylko nadzieje, ¿e tym razem nie odegra roli kozła ofiarnego. 6 Charles Biggs nie ¿yje. Z tymi słowami Janet Quinn