– Słyszałam już.
Mierzy wzrokiem mój mundur. – Wiesz, że pracuję w policji, prawda? Uprzejmie kiwa głową. Pokazuję jej odznakę Petrocelli. W peruce i okularach jestem do niej na tyle podobna, że jest usatysfakcjonowana. – Dziękuję za pomoc – mówi. Taka uprzejma i dobrze wychowana. – Mów mi Sherry. Samochód jest na zewnątrz – odpowiadam i razem idziemy na parking, gdzie już czeka wóz patrolowy. Otwieram tylne drzwiczki. – Daj bagaż – proponuję. Robi to posłusznie, oddaje nawet torebkę, w której, jak się domyślam, jest jej komórka. Idzie do przodu, a ja widzę komórkę w kieszeni torebki. Zdejmuję czapkę, odkładam ją na tylne siedzenie, a przy okazji wyłączam jej telefon i ponownie wsuwam go do torebki. O1ivia tymczasem już wsiadła do samochodu. – Doskonale. Nie boi się, nie ma w niej wahania, a mnie ogarnia błogość. Tak długo czekałam na tę chwilę... Ale nie czas na dumę. Jeszcze nie. Mam niewiele czasu, więc szybkim krokiem idę do drzwiczek od strony kierowcy. Im szybciej oddalę się z lotniska, na którym aż się roi od kamer przemysłowych i niedoszłych policjantów, tym lepiej. Nie mogę teraz tego zepsuć, nie teraz, kiedy jestem już blisko, tak cholernie blisko. – Daleko do Parker Center? – pyta, zapinając pas bezpieczeństwa. Siadam za kierownicą. – Nie. – Uśmiecham się ciepło. – Godzina szczytu już za nami, więc nie powinno być problemów. Najwyżej pół godziny. – Fajnie. – Byłaś już kiedyś w Los Angeles? – pytam. – Kiedyś, dawno temu, jako dwudziestolatka. Przez pewien czas mieszkałam w Arizonie, w Tucson. Stamtąd pojechałam kilka razy do San Diego i raz do Los Angeles. Jak wspomniałam, było to dawno temu. Idealnie. Więc nie orientuje się w mieście. Bo wcale nie jedzie do Parker Center. Tylko jeszcze o tym nie wie. Ile czasu spędzili w sterylnie czystym pokoju przesłuchań? Bentz wiercił się na drewnianym krześle, myśląc, że od ostatniej rozmowy z Olivią minęły całe wieki. Kawa w kubku na stole wystygła, ale Bentz nie zwracał na nią uwagi. Hayes, który prowadził przesłuchanie, wyszedł, żeby sprawdzić, czy Olivia już dotarła. Bentz wyobrażał ją sobie, jak siedzi spokojnie i czeka. Czuł się nie w porządku, że ją w to wszystko wciąga, ale cieszył się, że przyjechała. Nie mógł się doczekać, kiedy ją zobaczy. Kiedy ją obejmie. Wstał, przeciągnął się. Miał już po dziurki w nosie ciasnego, dusznego pokoju przesłuchań. Klasyka; takie pomieszczenie znajduje się na każdym posterunku. Kamera zainstalowana w rogu pod sufitem nagrywa wszystko, co tu się dzieje. Bentz mógłby poprosić o adwokata albo odmówić zeznań, ale nie miał nic do ukrycia. Wiedział to. Wyczuwał, że Hayes także o tym wie. Travis i jego dziewczyna potwierdzili jego wersję wydarzeń przy DeviPs Caldron. To bezsensowne marnowanie czasu, ale dzięki temu Hayes zyskiwał pewność, że nie popełnia błędu. Bentz zerknął na swoje odbicie w lustrzanej ścianie. Bóg jeden wie, kto go obserwuje zza weneckiego lustra. Zapewne Andrew Bledsoe i Riva Martinez – liczą, że popełni błąd i powie o jedno słowo za dużo. Może jest tam także ktoś z prokuratury. Ba, niewykluczone, że obserwuje go nawet Dawn Rankin. To idiotyczne, ale Bentz znał procedurę. Przeciągnąć Bentza po rozżarzonych węglach. Udowodnić, że nawet dobry glina może zejść na złą drogę; oszalał na tyle, że przyjechał do Los Angeles i morduje wszystkich, którzy mieli jakiś związek z jego byłą żoną. Choć już wcześniej wszystko powiedział Hayesowi, teraz rozmawiali oficjalnie, więc po raz kolejny musiał odpowiadać na pytania o małżeństwo z Jennifer, jej zdrady, rozwód, próbę ratowania związku, kolejne zdrady z jej strony. I mniej więcej w tym samym czasie wypadek, w którym zginęła. Zdawał sobie sprawę, dlaczego wracają do tego ponurego okresu w jego życiu, co jednak nie sprawiało, że rozmowa na ten temat była łatwiejsza. A potem Hayes zapytał o ducha i Bentz opowiadał, jak po raz pierwszy zobaczył Jennifer