o stan mego posiadania. O co chodzi?
Bezpośredniość tego pytania zaskoczyła Jacka. Mógł powiedzieć tylko prawdę. - Dzieci mi kazały. Było im przykro, kiedy odeszłaś i wściekli się, że przeze mnie płakałaś. Bardzo przepraszam, że tak krzyczałem. - Chwycił ją za rękę. Malinda wiedziała, że Jack wierzy w przekonywającą siłę swego dotyku i doświadczyła tego już kilka razy, ale znowu poczuła się dziwnie. Ciepło i delikatność jego uścisku pozbawiły ją tchu, a poczucie winy w jego spojrzeniu głęboko wzruszyło... Opuściła głowę i patrzyła na ich złączone ręce. JEDNA DLA PIĘCIU 79 - Przeprosiny nie są konieczne - powiedziała cicho. - Strasznie dużo rzeczy mi się przypomniało, kiedy wyciągnąłem z szafy tę koszulę - mówił Jack i gładził ją po ręce. - Laurel krochmaliła moje koszule albo raczej odsyłała je do krochmalenia. To, według niej, był dowód, że nam się powiodło. Poślubiła stolarza, ale kiedy moje interesy zaczęły lepiej iść, spodziewała się, że stanę się odpicowanym biznesmenem. Kimś, kogo będzie mogła pokazywać. Myślała, że jeśli będzie krochmalić moje koszule i wypełni moją szafę trzyczęściowymi garniturami, to od razu się zmienię. Niestety, nie spełniłem jej oczekiwań. Po narodzinach bliźniaków nasze małżeństwo stało się piekłem. Dwa razy ode mnie odchodziła, ostatni raz, kiedy Patryk miał dwa miesiące. Zginęła w wypadku samochodowym z mężczyzną, którego nawet nie znałem. Wiem, że to paskudne wyładowywać na kimś własne frustracje, ale jak zobaczyłem w szafie te wykrochmalone koszule, przypomniały mi się rzeczy, o których chciałem zapomnieć. Nie wiedząc co powiedzieć, Malinda zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. - Ale przeprosiny to nie jedyna sprawa, z jaką tu przyszedłem - mówił dalej Jack z wymuszonym uśmiechem. Wiedział, że najgorsze dopiero przed nim... - Widzisz, chłopcy naprawdę cię polubili i chcą, to znaczy my chcemy, żebyś do nas wróciła. - Poczuł, jak jej palce sztywnieją, i zanim mogła powiedzieć nie, dodał: - Daj nam jeszcze jedną szansę. Malinda pokręciła głową. - Nic z tego nie wyjdzie. Ja... W tej właśnie chwili kropla wody rozprysnęła się o ich złączone ręce. Druga spadła na obrus. Malinda 80 JEDNA DLA PIĘCIU i Jack spojrzeli na sufit. Widniała na nim mokra, wybrzuszona plama. - Och, nie! - krzyknęła Malinda, wyrwała rękę i rzuciła się ku schodom. Jack biegł tuż za nią. Malinda przerażona zatrzymała się na piętrze. Woda, wydobywająca się spod drzwi łazienki, płynęła strumieniami wzdłuż korytarza. Jack błyskawicznie ocenił sytuację. Dom nie ogrzewany.